środa, 31 października 2012

06-Czy to miłość?

-Wiesz, że jesteś dla mnie ważny? -pytam DongHae naciskając klawisz 'wyślij'. Właśnie wysłałem SiWon'owi wiadomość o treści "Nie dam rady, przepraszam.". Od razu do mnie dzwoni, wyłączam telefon. Hae chwyta moją twarz i opiera swoje czoło na moim, zapłakany patrzy mi w oczy.
-Nie chcę cię stracić. -mówi dławiącym się głosem. Milczę.
-Bądź już zawsze przy mnie. -prosi i składa krótkie pocałunki na moich ustach. Pocałunki desperacji, pocałunki potrzeby posiadania mnie blisko, pocałunki tęsknoty którą oboje odczuwaliśmy w ostatnich tygodniach. Czy to miłość? A może tylko przyzwyczajenie? Nie obchodzi mnie to, mam go tutaj przy sobie, nie potrzebuję niczego więcej.
-Przepraszam. -mruczę. -Przepraszam, że pozwoliłem byśmy się nie spotykali, byśmy się unikali. -wprost błagam o wybaczenie. Znów mnie całuje, tym razem dłużej i bardziej namiętnie. Odwzajemniam pocałunek. Słyszę, że drzwi się otwarły. Odwracam głowę, widzę SiWon'a patrzącego na mnie z gniewiem a zarazem ze łzami w oczach. Pięści ma zaciśnięte. Stoi kilka metrów od nas i patrzy. Zastygłem w bezruchu. Próbuję się odezwać, nie potrafię...W końcu wbiega z powrotem do budynku.
-SiWon! -krzyczę. Wstaję i biegnę za nim. -Proszę cię, ja musiałem... -nadal płaczę.
-Musiałeś? Musiałeś mnie wystawić? Musiałeś olać to co dla Ciebie robiłem? To co dla mnie znaczyłeś? Musiałeś całować mojego przyjaciela podczas gdy ja traciłem zmysły ze zmartwień co się z tobą dzieje? Musiałeś!? Kurwa musiałeś?! -stanął i krzyczy zalany łzami.
-Si...-podchodzę do niego i próbuję go przytulić. Odepchnął mnie, upadam na ziemię i uderzam głową o ścianę.
-Nie dotykaj mnie! Nigdy więcej! -tymi słowami pożegnał mnie i poszedł. Nie wiem gdzie. Mam nadzieję, że nie straciłem go na zawsze. Chciałbym go mieć chociaż jako przyjaciela.
   Drugiego dnia słyszałem krzyki z apartamentów moich sąsiadów. Postanowiłem zobaczyć, czy coś się nie dzieje. Podszedłem i zapukałem. Drzwi otworzyły się, ale nie dlatego że pukałem.
-O patrzcie! DongHae twój kochaś przyszedł! -wydarł się SiWon i popchnął Hae podchodzącego do niego w moją stronę po czym trzasnął drzwiami.
-Co...co się stało? -zapytałem zszokowany. Starszy ode mnie mężczyzna był strasznie zdenerwowany.
-Chodźmy na dach...
   Usiedliśmy na kanapie. Spojrzałem na niego wyczekująco. Zaczął mówić.
-Dowiedzieliśmy się, że w nowej piosence najwięcej śpiewamy ja i Eun. A on wydarł się, że oczywiście, bo jestem od niego lepszy, że jestem tak świetny, że wszystko należy się mi...Krzyczał, że jestem takim ideałem, że jedna moja łza i wszystko co jego staje się moje. Kłóciliśmy się...potem przyszedłeś ty...
    -Przytuliłem go do siebie i pozwoliłem mu się wypłakać. -opowiadam Jackowi sytuacje na dachu.
-Nie mogłem zrobić nic więcej. Najbardziej boli mnie to, że to wszystko dzieje się przeze mnie. -zwierzam się mu. On patrzy na mnie zmartwiony.
-Chodź. -pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z domu.
   Zabrał mnie do kawiarni, na moje nieszczęście, do tej do której chodziłem z SiWon'em. Zamówił mi duże lody i pozwolił się wygadać. Podczas mojego monologu cały czas głaskał moją dłoń i pocieszał mnie ze współczuciem w głosie. Nigdy nie poznałem go z tej strony... Na prawdę mnie wspierał i chciał bym poczuł się lepiej. Czułem, że zrobiłby teraz wszystko bym tylko się uśmiechnął. Dziś spałem z nim, nie chciałem ani na chwilę poczuć samotności. Zanim zasnął przytuliłem go mocno, zaciskając palce na jego barkach i podziękowałem mu. Należało się, był przy mnie gdy to wszystko przeżywałem, to on pozwalał mi od tego odejść. To on budził mnie do życia. To on mnie uszczęśliwiał.
   Ciągle gonią mnie myśli o Jacku, o DongHae i o SiWonie na zmianę. Czuję się jak dziwka- jak dziwka okradziona z uczuć i miłości. Czuję się jakbym się nimi bawił, nie chcę się tak czuć. Każdy z nich jest dla mnie ważny. Każdy się o mnie stara... Stoję nad przepaścią, za mną stoją oni, razem z wszystkimi problemami jakie przeżyłem i które mnie jeszcze czekają. A przede mną przepaść... Muszę jak najszybciej zdeklarować swoje uczucia, nie mogę ich wszystkich cały czas ranić. Tak będzie łatwiej i dla mnie i dla każdego z nich. Kolejny już dzień żegnam łzami...

wtorek, 7 sierpnia 2012

[eng] 00-Entrance

I left this plane welcoming this wonderful state and hundreds of its residents with a wide smile. From now on, i begin a new life. From now on , I'm making the dreams come true. Everything here was different , tidiness reigned everywhere, you couldn't find any cigarette ends or chewing gums on the pavements, even the sun seemed different, more beautiful.After collecting my luggage, i walked outside the airport to meet my friends, with whom i was gonna live. All four of us got a proposition to work in the Korean release of Vouge. Our school , which we've only just finishes few days ago got us into this. They welcomed me like they haven't seen me for at least 2 months. Ashley, happy , enthusiastic blond , was directly jumping from joy. Its nice to know that someone is happy because you're with them. I welcomed them all and we went home. Jack was sitting behind the driver, handsome, muscular brunet with a character like 'prince charming' , for my own luck he was bisexual. In the car, I've heard something amazing , we were going to live in the neighborhood with Super Junior! When Liz told me about this, i nearly made her go death from my happiness. Liz was very nice but sometimes awkward girl with red hair. Our suite was amazing, twelfth floor , in the center of Seul. We had four rooms with kitchen and bathroom. The whole place was in peaceful white and brown colours with silver accessories. Made in a modern way. I had a room with Jack. There was table in the middle of the room, it was probably meant to be used as a work place, it has few brown and silver candles placed on it. We had two double beds in opposite corners of the room, but apart from that it was standard, two wardrobes, couch , seats etc. Knowing that thirteen, most talented and most handsome Koreans live opposite our suite made me shiver. i wondered what will i do if i met one of them. I was scared , that I'm going to discourage them. I want to have a good contact with my neighbors thats why i decided to pretend that i have no idea who they are. Ideal plan? We'll see.

~Writed by Kuroi
~Translated by Martina Krol 

wtorek, 31 lipca 2012

05-Na rozstaju dróg

   Sierpień wyraźnie dawał znać o swojej obecności budząc mnie każdego ranka, drażniąc moje policzki promieniami słońca przebijającymi się przez zasłony. Obudziłem się na kacu po wczorajszym ognisku z Super Junior, w ramionach Jacka spało mi się o wiele lepiej, zawsze budziłem się taki wyspany. Jedyne co mnie dręczyło to to, czy on nie oczekuje ode mnie więcej? Czy nie chce ze mną być? Czy nie chce seksu? Czy nasze relacje są po prostu dziwnymi relacjami przyjaciół? Na dzisiejszy wieczór znów byłem umówiony z SiWon'em.
   Siedziałem w kuchni popijając kawę i paląc papierosa. Dym unosił się do sufitu, po czym wylatywał przez okno. Dziewczyny były na mieście, także Jack swobodnie wyszedł do mnie w samych bokserkach. Zawiesiłem wzrok na jego umięśnionym torsie... owłosionym podbrzuszu...uwypuklonych bokserkach...Niestety czekała mnie z nim poważna rozmowa. Uśmiecha się do mnie uroczo, chyba zaczynam coś do niego czuć.
-Chcesz kawy ? -zapytałem.
-Chętnie. -Wstałem i zacząłem przygotowywać mu napój. Podczas tego on podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu ustami delikatnie drażniąc moją szyję. Przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Przełknąłem ślinę i uwolniłem się od niego w końcu stawiając kawę na stole.
-Siadaj. -mruknąłem. Usiadł i wpatrywał się we mnie. Urodę miał niczym Darren Criss. Zawiesiłem się na jego uśmiechu. Po chwili opamiętałem się.
-Powiedz o co Ci wczoraj chodziło? -pytam cicho zachrypniętym głosem. Patrzy na mnie prosząco, nie chce o tym rozmawiać.
-Po prostu troszczę się o ciebie i nie chcę by ktoś o tobie źle myślał. Poza tym na prawdę potrzebowałem pomocy z artykułem. -kłamał. Patrzał na mnie tym swoim uwodzącym spojrzeniem i kłamał.
-Dziękuję, że jesteś ze mną szczery. -powiedziałem naturalnym tonem, nie mógł zrozumieć że to ironia. Dał mi buziaka w usta i poszedł do łazienki na pożegnanie dorzucając :
-Polecam się na przyszłość. -schowałem twarz w dłoniach i wzdychnąłem głośno. Jak może tak bezczelnie kłamać?
   Wychodząc do sklepu minąłem DongHae, spojrzał na mnie tylko beznamiętnie i odszedł. Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi, cholernie za nim tęsknię. Gdy wracałem szarzyło się już, zostało mi pół godziny do spotkania z SiWon'em. Postanowiłem iść na dach i popatrzeć na zachód słońca, tak też zrobiłem. Usiadłem na rogu i zawiesiłem wzrok na tym przepięknym widoku. Tutaj nic mnie nie obchodziło, tutaj była moja strefa komfortu.
-Alex... -wyciągnął mnie z mojego świata Hae. Oczy niemal nie wyskoczyły mi z orbit gdy go tutaj ujrzałem. Nie przychodził tutaj od naszego ostatniego spotkania. Spojrzałem na niego pytająco.
-Powiedz mi...-dosiadł się do mnie-...dlaczego ze sobą nie rozmawiamy? -zszokował mnie. Unika mnie od dłuższego czasu i nagle wyskakuje z takim pytaniem.
-To ty się do mnie nie odzywałeś... -mruknąłem naburmuszony.
-Ja?! To nie jest tak... -próbuję się tłumaczyć. Nie wytrzymuję, do oczu napływają mi łzy.
-Nie tak?! To jak? Powiedz mi bo nie mam pojęcia! -podnoszę głos w akcie desperacji. Nie mam już siły na tą grę w unikanie siebie, w te wszystkie spojrzenia znaczące nic i tak wiele zarazem. Spojrzał mi w oczy, płacze...
-Przychodziłem na te cholerne imprezy tylko po to by spędzać z tobą czas! A ty na mnie nawet kurwa nie zwracałeś uwagi! Jeśli ten pocałunek coś zmienił to przepraszam i żałuję! Ale nie chcę stracić kogoś tak...-krzyk zamienił w milczenie.
-tak...co tak...?! -krzyczę. Chwycił moją rękę.
-kogoś tak wartościowego! -wydarł się. Łzy spłynęły z moich oczu po policzkach w dół. Milczymy, milczymy patrząc sobie w oczy. Cisze przerywa telefon. Ktoś dzwoni. To SiWon, kompletnie zapomniałem że mam się z nim spotkać. DongHae to widzi.
-Proszę... nie odchodź... -mruknął chłopak do mnie zanim odebrałem przez łzy. Wstałem i odszedłem na chwilę. Odebrałem.
-Tak? -staram się nie płakać.
-Gdzie jesteś? Czekam w twoim pokoju a Jack wydaje się wyraźnie wkurzony moją obecnością tutaj. -mówi spokojnie.
-Oj przepraszam, już idę. -powiedziałem i rozłączyłem się.
DongHae patrzy na mnie wyczekująco. Co mam zrobić?
-Proszę...nie zostawiaj mnie teraz. -wyjęczał spod łez. Jest tak piękny nawet gdy płaczę. Znajduję się między młotem a kowadłem. Stoję, po prostu stoję nie wiedząc co zrobię. Ten wybór może zadecydować o mojej najbliższej przyszłości. Zostać z Hae czy iść do SiWon'a? Płaczę jeszcze bardziej. Stoję jak ofiara losu na pastwę wiatru rozczochrującego mi włosy. Nie chcę zranić żadnego z nich. Sięgam do kieszeni po telefon, nadal nie wiem co mam zrobić. Dwóch mężczyzn, których uwielbiam ponad życie nieświadomie stawiło mnie przed wyborem. Wyborem, który ma wykluczyć jednego z nich. Nie mogę okłamać SiWon'a, z resztą i tak dowiedziałby się, że zostałem z DongHae. To jest ta chwila, muszę wybrać. A więc...

poniedziałek, 23 lipca 2012

|Way back to love| 01-Wystarczy, że będziesz tego bardzo chciał

   Wieczorem zasiedliśmy razem z innymi mieszkańcami na ziemi bym mógł się im przedstawić. Wszyscy zajęli swoje miejsca i z ciekawością wpatrywali się we mnie. Prawdę mówiąc czułem się trochę zmieszany.
-A więc...-odkaszlnąłem i zacząłem mówić. -Jestem KuRoi, kiedyś mieszkałem w Korei ale wyjechałem do Ameryki, od czasów szkolnych przyjaźnię się z DongHae i EunHyukiem...
-Nice weather. -mruknął HeeChul udając znudzonego, zmieszałem się nieco i zaśmiałem nerwowo. Najwyraźniej trzymało go jeszcze po niedawnym nagrywaniu Full House.
-Przepraszam za niego, kontynuuj. -powiedział SiWon patrząc na swojego hyunga z wyrzutem.
-no i z tego co mi wiadomo, jeśli nie macie nic przeciwko, będę mieszkał tutaj przez dwa miesiące.
-Mamy przeciwko! -znów przeszkodził Chulie wyrywając się z uścisku pastora.
-Jesteś za ładny! Protestuję! -zaśmiał się. Zrobiło mi się bardzo miło i zaczerwieniłem się.
   W mieszkaniu ze mną nie mieszkałem z wszystkimi członkami SJ, tylko z sześcioma : DongHae i EunHyukiem oczywiście, HeeChulem, SiWonem, HanGenem i KiBumem.
   [Teraz włączamy sobie piosenkę Super Junior - Daydream]
   Wieczorem kiedy mieliśmy iść się kłaść dowiedziałem się, że śpię w pokoju z moimi przyjaciółmi, jednak zdziwił mnie fakt, że są tam tylko dwa łóżka. Wchodząc do pokoju zapytałem :
-Amm...to są wasze łóżka. A gdzie ja będę spał? -DongHae zmieszał się troszkę, przysunął swoje łóżko do łóżka małpy i wskazując na miejsce połączenia rzekł z triumfalnym uśmiechem :
-Tutaj. -zaśmiałem się, wyciągnąłem piżamę z torby i poszedłem do łazienki się przebrać. Gdy wchodziłem do pokoju Hae właśnie ściągał koszulkę. Zachwiałem się na nogach i zaczerwieniłem.
-Przepraszam...ja....
-Nie szkodzi, wejdź. -zaśmiał się ze mnie i przebierał się dalej. O dziwo nie ubrał piżamy. Czy on miał zamiar spać w samych bokserkach? Czy on nie pamięta co się działo za czasów szkoły? Gdyby tego było mało kazał mi wejść do łóżka po czym sam położył się obok mnie.
-Gdzie Eun? -zapytałem by przerwać niezręczną ciszę.
-Zaraz przyjdzie. Poszedł ululać resztę. -zaśmiał się i przewrócił na bok obejmując mnie swoją lewą ręką. Przeszły mnie ciarki aczkolwiek nie protestowałem, dobrze było mieć go znów przy sobie. Uśmiechnąłem się do siebie i przymknąłem oczy oddychając ciężko.
-Z czego się tak cieszysz ? -zapytał dźgając mnie palcem w usta.
-Z tego, że tutaj jestem, z Tobą. -mruknąłem i zacząłem go głaskać po dłoni, on uśmiechnął się tylko uroczo i oparł głowę o moje ramie włosami miziając mnie po szyi.
   Po chwili gdy do pokoju przyszedł EunHyuk i położył się obok nas postanowiliśmy przed spaniem jeszcze porozmawiać.
-Strasznie tęskniłem za wami. -mruknąłem wpatrując się w sufit.
-My za tobą też. -powiedział małpka kiwając głową potwierdzająco.
-Pojedziemy kiedyś do Mokpo? -zapytałem z ciekawością.
-Yhmm. -potwierdził DongHae.
-A powiedz mi, co tam u twoich rodziców? -DongHae nagle posmutniał,po chwili milczenia przeprosił i wyszedł.
-Oj...-powiedział także posmutniały Eun.
-Powiedziałem coś nie tak? -zapytałem lekko przestraszony.
-Nie, po prostu ojciec Hae zmarł jakiś czas temu... -mruknął Hyuk krok od płaczu, mnie w tym momencie też napłynęły łzy do oczu. Wstałem i szybko wyszedłem z pokoju. Nie musiałem szukać mojego przyjaciela, w łazience było zapalone światło.
-Hae... przepraszam...ja nie wiedziałem...-przepraszałem niemal płacząc. Nie odpowiadał...
-Wiem, że tam jesteś. Odezwij się. -prosiłem. Nadal milczał...
-Hae...-w końcu uchylił drzwi, gdy wszedłem stał oparty o automat chowając twarz w dłoniach. Podszedłem do niego i objąłem go.
-Ja na prawdę nie wiedziałem, przecież bym...
-Wiem, ja po prostu...-głos mu się załamywał. -...po prostu cholernie za nim tęsknię. -opuścił ręce beznadziejnie, jego piękna twarz była cała zalana łzami.
-Kotek...nie płacz. -gładziłem go po ramieniu. Myślałem, że jeśli powiem do niego tak jak mówiłem kiedyś to się pocieszy, niestety zaczął płakać jeszcze bardziej.
-Twój tata na pewno jest bardzo z ciebie dumny, że spełniłeś jego wolę, że o nim pamiętasz. Nie chciałby byś płakał... -próbowałem jakoś go uspokoić.
-Hae....proszę...-powiedziałem a po moich policzkach spłynęły łzy. Podniosłem jego głowę i spojrzałem mu w oczy. Boże jaki on jest piękny, nawet gdy płacze.
-Patrzy teraz na ciebie i uśmiecha się, jestem tego pewny. -przekonywałem go. Sam byłem całkowicie pewien tego co mówiłem.
-Obiecujesz? -zapytał szepczącym głosem, nie potrafił normalnie mówić. Moje serce przepełniał żal, żal spowodowany jego płaczem i tym że jego ojciec nie żyje. Jego ojciec był także jak ojciec dla mnie, spędzałem z nim więcej czasu niż z moim własnym.

[Przypomniałem sobie chwilę gdy siedzieliśmy w trójkę przed jego domem śpiewając i rozmawiając o naszych marzeniach. Księżyc był już na niebie a my, troje przyjaciół jak zwykle spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę.
-Wiecie...kiedyś zostanę taki sławny, że kupię księżyc by był na niebie cały czas. -opowiadałem im. DongHae zaśmiał się :
-A ja będę taki sławny, że będę w telewizji. -wtedy to były tylko marzenia, których pełnienie graniczyło z cudem.
-I będę umiał tańczyć i śpiewać! -przechwalał się. Wtedy jego ojciec wyszedł z domu i położywszy rękę na głowię DongHae pogłaskał go i powiedział :
-Możesz być kim tylko chcesz, wystarczy, że będziesz bardzo tego chciał. -to były te słowa, których nie zapomina się do końca życia.]

-Tak, obiecuję. A teraz ty uśmiechnij się do niego. -poprosiłem ocierając mu łzy. Spojrzał w stronę nieba za okienkiem i uśmiechnął się czule. Nie był to uśmiech jak ten na zdjęciach czy ten do fanek po koncercie podczas rozdawania autografów, był to uśmiech pełny cierpienia i miłości zarazem. W końcu rozpłakawszy się wtuliłem jego twarz w moje ramie i głaskałem czule.

[
-Ale ja bardzo chcę a nie jestem gwiazdą. -powiedział DongHae jeszcze dziecięcym głosem.
-To nie działa tak szybko. Musisz bardzo długo i bardzo mocno chcieć. -zaśmiał się jego ojciec.
-Dobrze. Kiedyś jeszcze będę w telewizji. Obiecuję ci tatusiu.
-W takim razie zostaje nam tylko czekać. -zaśmiał się jego tata i pogłaskał raz jeszcze. ]

   Po jakimś czasie w końcu uspokoił się i wróciliśmy do pokoju.
-Już wszystko okay? -zapytał Eun gdy wchodziliśmy.
-Tak. -mruknął Hae, było widać że wcześniejsze emocje nie ustępowały aczkolwiek jego stan bardzo się poprawił. Położyliśmy się a ten od razu wtulił się we mnie.
-Bo będę zazdrosny. -zaśmiał się Hyuk ukazując swój przeuroczy małpi uśmiech.
-To też się przytul. -mruknąłem a ten zrobił to.
   Zasypiałem mając na swoich ramionach dwie najważniejsze osoby w moim życiu, które były nimi od czasów szkoły i nie przestały nimi być do teraz. Byłem bardzo szczęśliwy z faktu, że miałem szansę się o tym przekonać. Wyglądali nadal tak niewinnie jak wtedy, byli nadal tak uroczy jak wtedy...byli tak piękni jak wtedy...

- - - - -
Przepraszam, jeśli pomieszałem datę śmierci ojca DongHae, zwłaszcza że było mówione że to dopiero chwila po Full House. Proszę wybaczyć mi ten fakt i przymknąć oko na tę różnicę w czasie jeśli jest niewłaściwa. Mam nadzieję, że opowiadanie poruszyło was chociaż trochę tak jak mnie podczas pisania.

niedziela, 22 lipca 2012

|Way back to love| 00-Wstęp

   Ciągnąc za sobą dużą czarną walizkę kierowałem się w stronę wyjścia z lotniska. W końcu przybyłem tutaj, do Seulu by zobaczyć się z dawnymi przyjaciółmi. Nie widzieliśmy się już wiele lat, od czasu skończenia szkoły. Po zakończeniu ostatniej klasy wraz z rodzicami wyjechaliśmy do Ameryki, przez co musiałem zakończyć wszystkie przyjaźnie, które miałem tutaj - w Korei. Jednak w końcu będę miał powtórną okazję zobaczyć małpi uśmiech EunHyuka i piękne oczy DongHae dzięki temu, że zaprosili mnie do siebie. Mam nadzieję, że się nie zmienili od tamtego czasu za bardzo. W końcu zostali teraz gwiazdami. Od kiedy tylko dowiedziałem się, że udało im się spełnić, byłem na bieżąco z wszystkimi newsami na temat Super Junior.
   Od razu po wyjściu z lotniska wziąłem taksówkę i podając kierowcy adres pojechałem do nich. Dopiero przed drzwiami uświadomiłem sobie jak bardzo tęskniłem i jak potrzebowałem ich przy sobie. Często po szkole chodziliśmy na herbatę bądź Pat Bing Soo do starej kawiarni. Nawet nie wiedziałem czy jeszcze istniała, lecz tu i teraz stałem przed ich drzwiami z rozdziawioną gębą i zeszklonymi oczyma mając szansę to wszystko przywrócić. Zapukałem.
-Witaj. Kim jesteś? -zapytał przystojny chłopak który otworzył mi drzwi, jego chiński akcent był jeszcze zabawniejszy niż w programach, które o nich oglądałem. Oczywiście był to HanGen.
-Jestem Kuroi. -uśmiechnąłem się do niego. -Przyjechałem do DongHae i EunHyuk'a. -dodałem po chwili ciszy, gdy ten wpatrywał się we mnie prawdopodobnie z obawą, że jestem czymś ala szalona fanka, tyle że w wersji męskiej.
-Aaaa, wejdź proszę. -powiedział i rozchylił drzwi bardziej. Wszedłem przetaczając moją walizkę przez próg.
-DongHae Hyung! Do ciebie. -krzyknął i poszedł do swojego pokoju. Mój dawny przyjaciel powoli podszedł do mnie i przyjrzał mi się. Ja tylko stałem z szerokim uśmiechem i szklanymi oczami wpatrując się w niego niczym w obrazek.
-Kuu hyung! -wydarł się rzucając się mi w ramiona. Przytuliłem go mocno do siebie szepcąc kilka słów na powitanie. Zmężniał, w szkole wyglądał strasznie licho, ręce miał chudsze od Amy Winehouse, a teraz czułem jego silne ramiona i rozbudowane plecy. Staliśmy tak chwilkę po czym w końcu zapytał :
-Przepraszam, jesteś pewnie zmęczony po podróży. Napijesz się czegoś? A może chcesz się położyć? -śpiący nie byłem aczkolwiek bardzo spragniony.
-Chętnie się napiję. -powiedziałem nieco zawstydzony i uśmiechnąłem się do niego triumfalnie. Zaprowadził mnie do salonu po czym pobiegł po szklankę i nalał mi mojego ulubionego soku bananowego. Przygotował się.
-Powiedz mi proszę, gdzie jest EunHyuk? -zapytałem.
-Śpi, musisz mu wybaczyć, ale wczoraj długo nagrywaliśmy w studio. -wytłumaczył przyjaciela. Skinąłem tylko głową po czym ugasiłem moje pragnienie.
-Mów co u ciebie? -szczerzył się siedząc na kanapie obok mnie.
-A nic, moi rodzice odziedziczyli firmę, dla której wyjechaliśmy do Ameryki a ja pracuję jako kelner i czasem śpiewam na różnych urodzinach czy coś. -opowiadałem. Od kiedy się tylko znaliśmy uwielbialiśmy śpiewać, robiliśmy to w każdej wolnej chwili. Zaraził nas tym ojciec DongHae, który także kochał muzykę. Gdy przyszła kolej DongHae na opowieści o swoim życiu do pokoju wszedł zaspany EunHyuk, mu także się zmężniało. Jego charakterystyczna linia szczęki uwidoczniła się jeszcze bardziej. Stanął w drzwiach, po czym spojrzał na mnie i przetarł oczy.
-Kto to jest? -zapytał patrząc na DongHae, ten od razu chciał go oświecić, ale ja zacząłem mówić zanim on jeszcze otworzył usta.
-Nie pamiętasz mnie? -patrzę na niego pytająco. Ten onieśmielił mnie tylko uśmiechem okolicznościowym i jeszcze raz spojrzał na swojego hyung'a.
-Pamiętasz jak mówiłem ci, że zaprosiłem KuRoi'a? To właśnie...-już dalej nie musiał mówić. Eun rozbiegł się i wskoczył na mnie ciesząc się jak małpa do banana. Przez to wszystko spadliśmy z kanapy, jednak nawet na podłodze nie dał mi odetchnąć. Wtulił się we mnie mocno niemal mnie dusząc.
-Nic się nie zmieniłeś. -zaśmiałem się.
-Tęskniłem hyung! -wydarł mi się ucha i zacisnął się na mnie jeszcze bardziej. Czułem się niczym w morderczym uścisku boa.
   Około trzy godziny siedzieliśmy w trójkę i rozmawialiśmy podczas gdy reszta domowników prawdopodobnie siedziała w pokoju obok zastanawiając się kim ja właściwie jestem. A ja byłem po prostu ich przyjacielem z dzieciństwa i chwilami nie tylko przyjacielem. W prawdzie byliśmy wtedy głupi i nasze umysły nie były spaczone uprzedzeniami i stereotypami ale to co było między nami było czymś niesamowitym. To w końcu dzięki nim jestem gejem. Mam nadzieję, że u nich nic się nie zmieniło. W końcu naszą trójkę łączyła miłość, nie tylko przyjacielska. Każda ich fanka prawdopodobnie zabiłaby mnie z zazdrości wiedząc co działo się między mną a nimi za czasów szkolnych. Postanowiłem jednak o tym na razie nie wspominać, nie chcę ich do siebie uprzedzić, zobaczę czy zostało w nich chociaż trochę tego co było kiedyś.

czwartek, 19 lipca 2012

04-Horror ?

   Była pierwsza sobota sierpnia. Siedziałem na kanapie przeglądając moje artykuły w gazecie, w tle leciał telewizor. Okna były już zasłonięte. Otaczałaby mnie cisza gdyby nie krzyki mordowanej kobiety z TV. Nagle coś zaskrzypiało od strony mojego pokoju. Odwróciłem się szybko.
-Jack? -zapytałem niepewnie. -Jack, nie rób sobie jaj. -zaśmiałem się i wróciłem do czytania. Znów coś usłyszałem. Na prawdę mnie to wystraszyło.
-Jack kurwa skończ! Czytam, nie widzisz? -śmiałem się nerwowo, przechodziły mnie dreszcze. Na zasłonach widziałem cień kołyszących się złowieszczo drzew. Wstałem, zgasiłem lampkę i zapaliłem światło na cały pokój. Nie dawało mi to spokoju.
-Jest tutaj ktoś ? -nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Rozejrzałem się po pokoju, wziąłem nóż z kuchni i usiadłem z powrotem na kanapie. Udawałem, że czytam, nie potrafiłem się skupić. Nerwowo zaciskałem trzonek noża. Nagle usłyszałem dyszenie za sobą i poczułem oddech na szyi. Nie wiedziałem, że ciepło może być tak nieprzyjemne. Dostałem gęsiej skórki i wytrzeszczyłem załzawione już oczy. "Błagam, błagam" powtarzałem w myślach. Powoli zacząłem odwracać głowę.
-Zgadnij kto to. -powiedział ktoś zasłaniając mi oczy. Kamień spadł mi z serca a jednocześnie bardzo się zdenerwowałem.
-Pojebało Cię? Mogłem zejść na zawał albo Cię zabić. -wywarczałem.
-Weź te ręce! -wydarłem się siłując się z nim.
-Nie wezmę. A przy okazji... wiesz... nóż do sera to kiepska ochrona. -zaśmiał się.
-Puść mnie! -zacząłem się szarpać, miałem ochotę mu walnąć.
-Zgadnij kto to. -powtórzył.
-No Jack! A teraz weź te łapska!
-Jeszcze chwila. A zgadnij co Jack ma w ręce ? -szepnął mi do ucha, znów przeszły mnie dreszcze.
-Siekierę ? -zapytałem błagającym tonem.
-Głupek! Dwa bilety na koncert Super Junior, SHINee i BigBang! -wydarł się przeskakując przez oparcie kanapy i siadając obok mnie.
-Co ty gadasz ?! -znów wytrzeszczyłem załzawione gały, tym razem ze szczęścia.
-Mówię, że mam dwa bilety...
-Zamknij się i dawaj to! -przerwałem mu wyrywając bilety z ręki. Spojrzałem na nie jak na cud i wydarłem się. Po chwili spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
-Dziękuję. -powiedziałem strasznie wysokim głosem i wtuliłem się w niego.
-A kto powiedział, że idziesz ze mną? -zapytał zdezorientowany po czym zaśmiał się.
-Głuuupek! -skomentowałem wtulając się bardziej.
-Co tu się dzieje? To, że chcecie się pomigdalić nie jest powodem, dla którego my nie możemy spać. -wyskoczyła Ashley ze swojego pokoju.
-Ale właśnie... -próbowałem się wytłumaczyć.
-W dupie to mam! Zamknąć mordy i spać! -i tym pozytywnym akcentem zakończyła tę rozmowę. Gdy tylko zamknęła drzwi wybuchliśmy śmiechem.
-Migdalić, tak? -zapytał patrząc mi z bliska w oczy ze złowieszczym uśmiechem.
-Un? -zapytałem zszokowany i przełknąłem głośno ślinę.
   Rano obudziłem się w jego ramionach, narobił mi jeszcze większego zamętu w głowie. Musiałem przyznać, było mi z nim dobrze. Nie mówię o seksie, bo do niczego nie doszło. Ale pół nocy wymienialiśmy się namiętnymi i czułymi pocałunkami a drugie pół rozmawialiśmy o wszystkim i śmialiśmy się bez powodu. Najpiękniejsze w tym było to, że był też moim przyjacielem.
   Gdy powiedziałem o koncercie naszym sąsiadom ucieszyli się, że w końcu będę miał okazje poznać ich twórczość... Najwyraźniej będę musiał ukrywać to, że znam ich wszystkie teksty. Będzie trudno. Zaproponowali byśmy pojechali z nimi. DongHae wydawał się nie zadowolony z tego wszystkiego. Nie wiem czy dlatego, że mieliśmy jechać z nimi czy dlatego, że dostałem te bilety od Jacka. Tęsknie za Hae... To okropne uczucie mieć kogoś blisko a zarazem tak daleko. Jakbyśmy stali obok siebie, a między nami byłaby szyba, widzimy się ale tak jakby za mgłą... Nie miałem jednak zamiaru za nim rozpaczać, jeśli będzie chciał to się odezwie.
   Kolejnego tygodnia wieczorem ubrałem się jak najlepiej umiałem i stałem pod lustrem poprawiając bandanę.
-Ślicznie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś? -zapytał Jack, siedząc przy biurku i wpatrując się we mnie wzrokiem narkomana na głodzie.
-Tak, idę z SiWon'em na kolacje. -chwaliłem się tym razem poprawiając swoje włosy.
-Przecież masz jeszcze dużo pracy... -mruknął.
-Skończyłem już. -odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.
-Alex...-odwrócił się na krześle. -...nie uważasz, że spotykacie się za często? Może pomyśleć, że jesteś jakimś psycho fanem, czy coś...to na prawdę jest podejrzane... -prawił mi kazania. Ja zaśmiałem się tylko. Przed wyjściem poszedłem jeszcze do lodówki, napić się soku, on wyszedł za mną.
-Wróć proszę wcześniej...potrzebuję pomocy w artykule. -w końcu nie wytrzymałem, oparłem się o blat, spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem i zapytałem :
-O co ci chodzi?...
...
-O nic? -odpowiedział po chwili ciszy. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Masz szczęście, że muszę już iść. Ale jak wrócę, musimy porozmawiać. -ostrzegłem go i wyszedłem.
   SiWon jak zwykle był szarmancki i czarujący. Zapłacił za kolacje, a potem zabrał mnie do parku. Nie pozwalał sobie na ani chwilę ciszy, było widać że zależy mu bym nie czuł się niezręcznie. Przez cały czas myślałem o tym, co powiedział Jack, czy ja jestem psycho fanem? Teraz miałem już rozterkę mniej, bo do wyboru miałem tylko SiWon'a i Jack'a, chociaż w prawdzie KiBum też mógł się liczyć. Po tym jak SiWon odprowadził mnie do domu i pocałował mnie w policzek na pożegnanie od razu rzuciłem się do łóżka. Jack, już spał gdy wróciłem a ja pół nocy spędziłem na przemyśleniach. Myślałem nad wszystkim i nad niczym zarazem. Dręczyła mnie ta sprawa z DongHae, zachwycałem się dostojnością SiWona i bezpośredniością Jacka. Przypominałem sobie cudowny uśmiech KiBum'a. Skończyło się tym, że zasnąłem nie wymyślając nic.

środa, 18 lipca 2012

03-Doprawdy ładne niebo dzisiaj

   Lipiec powoli się kończył, dając więcej słońca a mniej opadów. Noce były krótkie, co dawało mi mało czasu do pracy, może to lepiej dla mojego organizmu. Siedziałem w salonie przy lampce nocnej i pisałem kolejny artykuł. Tym razem miał być o Super Junior. Przez to wszystko naszła mnie straszna ochota spotkać się z nimi. Tak więc wziąłem się do roboty i po zakończeniu pracy wybrałem się do sąsiadów.
   Zapukałem i czekałem ze spuszczoną głową. Drzwi się otwarły a mi w oczy rzuciły się papcie mające przypominać pieski, dla mnie wyglądało to bardziej jak włochate świnie. Podniosłem głowę i zobaczyłem żółtą piżamę w kaczuszki aż w końcu twarz EunHyuka.
-Witaj. -uśmiechnąłem się uroczo. -Ty już w piżamie? -spojrzał na mnie jak na totalnego idiotę.
-Jest trzecia w nocy. -ta praca mnie wyniszcza, nawet nie mam poczucia czasu. Zmieszałem się troszkę.
-Oj, wybacz. Po prostu miałem ochotę was zobaczyć. Mam nadzieje, że nie śpicie? -uśmiechnął się tylko do mnie nieco zdziwiony i otworzył drzwi szerzej tym samym pozwalając wejść. Na kanapie siedział HeeChul, DongHae i SiWon. Przywitałem się i usiadłem między nimi, Eun uczynił to samo.
-Wiecie...stęskniłem się. -mruknąłem. Wszyscy poza najbardziej kobiecym z towarzystwa uśmiechnęli się z tej okazji, HeeChul przewrócił tylko oczyma.
-Macie może ktoś ochotę iść na dach? -zapytałem i rozejrzałem się po ich zaspanych twarzach.
-Ja chętnie pójdę. -stwierdził Hae. SiWon spojrzał na mnie nieco wrednie.
   Usiadłem obok niego na kanapie wpatrując się w rośliny nas otaczające. Na dachu mieliśmy mnóstwo różnorodnego zielska, chyba miało to stworzyć jakąś strefę tai-chi czy coś...
-Powiem Ci, że coraz bardziej lubię ten dach. -powiedziałem zadowolony. Rybka spojrzał na mnie pytająco.
-Bo wiesz... spotykają mnie tutaj same miłe rzeczy.
-Na przykład ?
-No chociażby to, że siedzę tutaj z tobą o trzeciej w nocy. -ten zamilkł, na jego ustach zawitał delikatny, spokojny uśmiech. Po chwili uniósł głowę i spojrzał w gwiazdy.
-Doprawdy ładne niebo dzisiaj.
-Cham. -skomentowałem i uderzyłem go lekko w ramię.
-Pozwę cię! -zagroził śmiejąc się.
-Może sam mnie ukarz. -wystawiłem język.
-Nie wystawiaj języka bo cię w niego ugryzę. -odparł.
-Chciałbym. -nadal śmiejąc się westchnąłem i oparłem głowę o jego ramię. Po chwili milczenia zapytał:
-Na prawdę byś chciał? -nie wiedziałem co odpowiedzieć, zwykle odpowiedziałbym że tak aczkolwiek w formie żartu. Ale nie chcę by pomyślał, że żartuję mówiąc 'tak'.
-Zależy. -mruknąłem nieśmiało i podniosłem głowę patrząc mu w oczy.
-Od..?
-Od tego czy ty byś chciał.
-A jeśli tak, to..? -zapytał. A ja nie mogłem się już powstrzymać. Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej i przyłożyłem moje wargi do jego składając na jego ustach delikatnego buziaka. Po chwili oderwałem się obserwując go dokładnie, był totalnie purpurowy.
-To prawda nie gryzienie ale... -i tutaj mi przerwał, tym razem to on mnie pocałował. Gdyby połączyć uczucie spełnienia marzeń i cudownej euforii to byłoby to za mało by opisać to co wtedy czułem. Wtedy był to najbardziej magiczny moment mojego życia.
   Po tamtej nocy z DongHae unikałem go, nie wiem dlaczego ale wstydziłem się tego co się tam wtedy stało. Uważałem, że posunąłem się zbyt daleko, a on po prostu z grzeczności tego nie przerwał. Zaczęliśmy się częściej spotykać z zespołem, jednak DongHae przychodził rzadziej, a nawet jak był to tak jakby go nie było. Natomiast nawiązałem lepsze relacje z SiWon'em i KiBum'em. Kilka razy nawet wyszliśmy w trójkę do kawiarni. Jednak każdego wieczoru przed snem przypominałem sobie niewinne spojrzenie DongHae, jego ciepłe usta, jego zapach. Zdecydowanie była to jedna z chwil, które pamięta się do końca życia. Ale ja tego nie doceniałem, chciałem o niej zapomnieć. Czułem się jakbym zrobił mu krzywdę, jakbym zrobił coś wbrew jemu. Jednak musiałem się z tym uporać. Robiłem wszystko w tym celu, pewnego razu po imprezie nawet skończyłem w łóżku z Jackiem, w prawdzie do niczego konkretnego nie doszło, ale każdy jego pocałunek przypominał mi o nim, o DongHae.