środa, 31 października 2012

06-Czy to miłość?

-Wiesz, że jesteś dla mnie ważny? -pytam DongHae naciskając klawisz 'wyślij'. Właśnie wysłałem SiWon'owi wiadomość o treści "Nie dam rady, przepraszam.". Od razu do mnie dzwoni, wyłączam telefon. Hae chwyta moją twarz i opiera swoje czoło na moim, zapłakany patrzy mi w oczy.
-Nie chcę cię stracić. -mówi dławiącym się głosem. Milczę.
-Bądź już zawsze przy mnie. -prosi i składa krótkie pocałunki na moich ustach. Pocałunki desperacji, pocałunki potrzeby posiadania mnie blisko, pocałunki tęsknoty którą oboje odczuwaliśmy w ostatnich tygodniach. Czy to miłość? A może tylko przyzwyczajenie? Nie obchodzi mnie to, mam go tutaj przy sobie, nie potrzebuję niczego więcej.
-Przepraszam. -mruczę. -Przepraszam, że pozwoliłem byśmy się nie spotykali, byśmy się unikali. -wprost błagam o wybaczenie. Znów mnie całuje, tym razem dłużej i bardziej namiętnie. Odwzajemniam pocałunek. Słyszę, że drzwi się otwarły. Odwracam głowę, widzę SiWon'a patrzącego na mnie z gniewiem a zarazem ze łzami w oczach. Pięści ma zaciśnięte. Stoi kilka metrów od nas i patrzy. Zastygłem w bezruchu. Próbuję się odezwać, nie potrafię...W końcu wbiega z powrotem do budynku.
-SiWon! -krzyczę. Wstaję i biegnę za nim. -Proszę cię, ja musiałem... -nadal płaczę.
-Musiałeś? Musiałeś mnie wystawić? Musiałeś olać to co dla Ciebie robiłem? To co dla mnie znaczyłeś? Musiałeś całować mojego przyjaciela podczas gdy ja traciłem zmysły ze zmartwień co się z tobą dzieje? Musiałeś!? Kurwa musiałeś?! -stanął i krzyczy zalany łzami.
-Si...-podchodzę do niego i próbuję go przytulić. Odepchnął mnie, upadam na ziemię i uderzam głową o ścianę.
-Nie dotykaj mnie! Nigdy więcej! -tymi słowami pożegnał mnie i poszedł. Nie wiem gdzie. Mam nadzieję, że nie straciłem go na zawsze. Chciałbym go mieć chociaż jako przyjaciela.
   Drugiego dnia słyszałem krzyki z apartamentów moich sąsiadów. Postanowiłem zobaczyć, czy coś się nie dzieje. Podszedłem i zapukałem. Drzwi otworzyły się, ale nie dlatego że pukałem.
-O patrzcie! DongHae twój kochaś przyszedł! -wydarł się SiWon i popchnął Hae podchodzącego do niego w moją stronę po czym trzasnął drzwiami.
-Co...co się stało? -zapytałem zszokowany. Starszy ode mnie mężczyzna był strasznie zdenerwowany.
-Chodźmy na dach...
   Usiedliśmy na kanapie. Spojrzałem na niego wyczekująco. Zaczął mówić.
-Dowiedzieliśmy się, że w nowej piosence najwięcej śpiewamy ja i Eun. A on wydarł się, że oczywiście, bo jestem od niego lepszy, że jestem tak świetny, że wszystko należy się mi...Krzyczał, że jestem takim ideałem, że jedna moja łza i wszystko co jego staje się moje. Kłóciliśmy się...potem przyszedłeś ty...
    -Przytuliłem go do siebie i pozwoliłem mu się wypłakać. -opowiadam Jackowi sytuacje na dachu.
-Nie mogłem zrobić nic więcej. Najbardziej boli mnie to, że to wszystko dzieje się przeze mnie. -zwierzam się mu. On patrzy na mnie zmartwiony.
-Chodź. -pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z domu.
   Zabrał mnie do kawiarni, na moje nieszczęście, do tej do której chodziłem z SiWon'em. Zamówił mi duże lody i pozwolił się wygadać. Podczas mojego monologu cały czas głaskał moją dłoń i pocieszał mnie ze współczuciem w głosie. Nigdy nie poznałem go z tej strony... Na prawdę mnie wspierał i chciał bym poczuł się lepiej. Czułem, że zrobiłby teraz wszystko bym tylko się uśmiechnął. Dziś spałem z nim, nie chciałem ani na chwilę poczuć samotności. Zanim zasnął przytuliłem go mocno, zaciskając palce na jego barkach i podziękowałem mu. Należało się, był przy mnie gdy to wszystko przeżywałem, to on pozwalał mi od tego odejść. To on budził mnie do życia. To on mnie uszczęśliwiał.
   Ciągle gonią mnie myśli o Jacku, o DongHae i o SiWonie na zmianę. Czuję się jak dziwka- jak dziwka okradziona z uczuć i miłości. Czuję się jakbym się nimi bawił, nie chcę się tak czuć. Każdy z nich jest dla mnie ważny. Każdy się o mnie stara... Stoję nad przepaścią, za mną stoją oni, razem z wszystkimi problemami jakie przeżyłem i które mnie jeszcze czekają. A przede mną przepaść... Muszę jak najszybciej zdeklarować swoje uczucia, nie mogę ich wszystkich cały czas ranić. Tak będzie łatwiej i dla mnie i dla każdego z nich. Kolejny już dzień żegnam łzami...